Pomysły na rodzinne spacery Warszawa i okolice (cz. 9): Rezerwat przyrody Morysin, czyli "najlepszy naturalny plac zabaw w mieście"
O tym, gdzie można znaleźć dzikość w sercu miasta pisaliśmy już choćby tu: link. W miejscu, które odwiedziliśmy tym razem naprawdę aż trudno uwierzyć, że jest się zaledwie kilka kilometrów od tętniącego centrum miasta, pełnego samochodów i spieszących się przechodniów - tu wciąż króluje przyroda w swojej niemal nietkniętej przez ludzi postaci. I to wszystko w miejscu, gdzie bez kłopotu dojechać można miejskim autobusem.
Rezerwat Przyrody Morysin należy do Muzeum Pałacu w Wilanowie. O ile jednak park wokół pałacu szczyci się pięknie przyciętymi krzewami i wypielęgnowanymi przez ogrodników rabatami, o tyle Morysin w porównaniu z nim wydaje się wręcz dżunglą. I tak musi być, bo w końcu to rezerwat przyrody o statusie tzw. ochrony czynnej, a więc zabiegi konserwatorskie dokonywane są tam tylko w razie niezbędnej potrzeby zachowania przyrody w stanie niepogorszonym.
Co tu jest?
Aby odnieść się do tego, czym Morysin jest obecnie, trzeba choćby pobieżnie odnieść się do jego historii. Mianowicie leżący nieco na zapleczu Pałacu w Wilanowie teren leśno-bagnisty stanowił niegdyś tereny łowieckie. Na nowo ten niezwykły las łęgowy odkrył Stanisław Kostka Potocki, który, władając Wilanowem w początku XIX wieku postanowił zaaranżować na tym terenie modny wówczas park romantyczny. Nie mogło zabraknąć w nim pasującej stylem budowli i tak powstał tu w 1811 r. pałacyk z rotundą, wzorowany na świątyni Westy w Tivoli, a kilkanaście lat później - oraculum, a więc figura pogańskiego bóstwa pomiędzy kolumnami. W sprytny sposób wykorzystano wodny charakter otoczenia i do pałacyku podpływano łodziami z Wilanowa. W międzyczasie powstał na tym terenie również domek dozorcy oraz drewniana gajówka.
Czasy i moda się zmieniały i wraz z nimi park przebudowano tworząc tu klomby, zaś na osi z pałacem w Wilanowie zbudowano neogotycką bramę. Park służył właścicielom Wilanowa aż do wybuchu II Wojny Światowej.
Zawierucha wojenna i niełatwe czasy powojenne sprawiły, że teren ten został pozostawiony przyrodzie. A ta odbudowała go na swój sposób - powrócił tu las łęgowy, liczne wodne ptactwo, ponoć można tu spotkać lisa, wydry, zające, borsuki, a ślady saren oraz ziemię porytą przez dziki widzieliśmy na własne oczy.
Jakie atrakcje tu czekają?
Przede wszystkim - największą atrakcją jest sama przyroda. Serio! Chłopcy stwierdzili, że to "najlepszy naturalny plac zabaw w Warszawie". Z uwagi bowiem na to, że Morysin jest rezerwatem przyrody, nikt tu nie uprząta powalonych drzew, nie przycina krzewów i gałęzi zarastających ścieżki. I o to właśnie chodzi - że ścieżki na terenie Morysina są jak tory przeszkód. Podczas zimowego spaceru pokonaliśmy kilkadziesiąt powalonych na ścieżki mniejszych i większych drzew - przechodząc pod nimi, ponad nimi, wspinając się na pnie, idąc labiryntami pomiędzy jakimiś krzakami. Dla dzieci to istny raj! Zabawie i śmiechom nie było końca, a nawet mimo 9 stopniowego mrozu nie odczuwaliśmy zimna, skutecznie rozgrzewając się przy pokonywaniu kolejnych przeszkód na trasie wędrówki. Oczywiście ubranie po spacerze było w stanie "prosto do pralki", ale o to właśnie chodzi w idei "dzikich dzieci"!
Dodatkową atrakcją jest poszukiwanie na terenie Morysina ruin wspomnianych wcześniej budowli. Znaleźć zatem można: gajówkę (i to wcale nie w stanie ruiny - jest dobrze zachowana, tyle, że nie wchodzi się do jej wnętrza), neogotycką bramę (również w dobrym stanie) oraz ruiny pałacyku (w zasadzie w jego przypadku została już tylko rotunda i to w słabym stanie). Do tych śladów minionej epoki nie prowadzą żadne szlaki czy strzałki, po prostu idzie się "na czuja" - dobrym pomysłem jest włączyć sobie lokalizację gps w telefonie i próbować się według niej kierować na ruiny, które są zaznaczone na mapach Google.
Jak tu dotrzeć?
Morysin położony jest na wyspie - pomiędzy rzeką Wilanówką i kanałem Sobieskiego. Jak to na wyspę - dostać się można tylko w miejscach, gdzie zorganizowano przeprawę, a te zlokalizowaliśmy dwie - od strony Augustówki oraz od strony Zawad.
Jeśli chodzi o wejście na wyspę od strony Augustówki, to jadąc tam samochodem należy dojechać do miejsca, gdzie od ul. Łuczniczej odchodzi polna ulica o nazwie Trójpolowa (mapy Google). Nie ma tu żadnego parkingu, jednak można pozostawić samochód przy drodze. Całkiem niedaleko znajduje się również przystanek Łucznicza, na której zatrzymuje się autobus linii 163.
Stąd trzeba podążać przez pola kilkaset metrów ul. Trójpolową (która jest po prostu piaszczystą drogą między polami), aby dotrzeć do małej kładki prowadzącej na wyspę Morysin. W dzień naszego spaceru największym wyzwaniem było przejście przez tą kładkę, ponieważ było niesamowicie ślisko i, jak większość innych spacerowiczów, szczególnie wracając z wyspy, fragment grobli pokonaliśmy wszyscy na czworakach, obawiając zsunięcia się do wody. Ot, element atrakcji!
Aby wejść na wyspę od strony Zawad, należy znaleźć ścieżkę pomiędzy płotem pola golfowego a rzeczką Wilanówką przy ul. Vogla. Znajduje się ona nieopodal przystanku Ruczaj (zatrzymują się tu autobusy linii 163 i 164). Dla samochodów nie widzieliśmy żadnego miejsca postoju bliższego niż znajdujące się kilkaset metrów dalej centrum handlowe. Idąc tą ścieżką wchodzi się na teren Morysina przez wybudowaną w XIX wieku wspomnianą już wcześniej neogotycką bramę.
Komentarze
Prześlij komentarz